poniedziałek, 27 lipca 2015

(Rozdział I) od Angel

Dzieciaki są beznadziejne. Zresztą nauczyciele też. - pomyślałam siadając do ławki. Znowu kolejny nauczyciel potraktował mnie ulgowo. Jak zwykle, na złość rodzicom i całej reszcie świata, nie przygotowałam się do odpowiedzi, co w zwykłym przypadku poskutkowało by jedynką. Ale nie u mnie! Oczywiście pani od biologii widząc, że nie znam odpowiedzi na żadne pytanie, odpowiadała za mnie i jeszcze mnie wychwaliła przed całą klasą jako wzorową uczennicę. Ech… jak tylko skończy się lekcja to wszyscy pożałują, że mnie dziś zdenerwowali.
Trzy, dwa, jeden i dzwonek. Jak zwykle odliczałam sekundy i podniosłam się z krzesełka dokładnie w momencie, kiedy na korytarzu naszej prywatnej i cholernie nudnej szkoły Somnia rozległ się irytujący dźwięk oznajmiający koniec lekcji.
Szybko wyszłam z sali, żegnana jak zwykle przez osoby, których zupełnie nie znałam. Niby chodziłam z nimi do jednej klasy już od paru miesięcy, ale tak naprawdę byliśmy sobie obcy. Jedyna osoba, która znała mnie dobrze i rozumiała, czekała na mnie jak zwykle przed salą.
Kiedy zobaczyłam tego chłopaka siedzącego na parapecie i popijającego zapewne czerwone wino przelane do butelki po soku wiśniowym, od razu pomyślałam, że muszę go zabrać do fryzjera, bo jego przydługa grzywka wchodziła mu w jego piękne, zielone oczy. Podeszłam do niego cicho i usiadłam obok mojego “ochroniarza” na parapecie.
 - Znowu potraktowała mnie ulgowo. - powiedziałam szeptem, wpatrując się w oblamówkę mojej czarnej sukienki.
Chłopak popatrzył chwilę na mnie, wziął większego łyka i poczochrał moje włosy pytając:
 - Mam wparadować do pokoju nauczycielskiego i “delikatnie wytłumaczyć” paru nauczycielom, że żądasz równości?
 - Nie musisz… Wystarczą truskawki. - popatrzyłam na niego maślanymi oczami. Wszystko we mnie błagało o truskawki. - No i jeszcze chciałam wypowiedzieć wojnę, ale to już szczegół.
 - Ciemnowłosy zachłysnął się swoim “nektarem życia” i popatrzył na mnie lekko zdezorientowany.
 - Zakładam An, że nie chodzi ci o światową? - zagadnął, po czym kontynuował. - Jesteś pewna? Wiem, że te gnojki z Requisitis są irytujące i najlepiej by było ich wszystkich wytępić powolnymi i bolesnymi sposobami, ale lepiej się nad tym trochę bardziej zastanowić. Same przygotowania zajmą sporo czasu, do tego pierwszy krok jest najważniejszy. Trzeba przygotować plan i…
 - I dlatego potrzebujesz kogoś, żeby cię odciążył w obowiązkach. A tak swoją drogą Demon, to z wojną światową byłoby mniej problemów. - zerknęłam na niego, zastanawiając się, ile czasu ma zamiar jeszcze tak tu siedzieć. Ja chciałam truskawek lub przynajmniej lodów truskawkowych... 
 Chłopak zrobił lekko oburzoną minę, co u niego objawiało się nerwowym drgnięciem kącika ust.
 - Przecież wiesz, że dam sobie sam radę. - rzekł nieco oschle jak na ten charakter.
 - Może dasz, a może nie. Nie masz czasu dla mnie, jak masz tyle roboty. I nie ma mnie kto zabierać na lody truskawkowe. Więc koniec kropka, kogoś znajdź. - powiedziałam głosem nieznoszącego sprzeciwu dziecka i zrobiłam urażoną minkę. Chciałam iść, a on znowu się obrażał. Niech przestanie jęczeć i w końcu się ruszmy…
Demon westchnął. Wiedział, że kiedy przybieram ten wyraz twarzy nie można ze mną wygrać. Mruknął tylko, żebyśmy już szli, bo zamkną moją ulubioną cukiernię i zeskoczył z parapetu na podłogę. Uniosłam brew, przybierając jeszcze bardziej oburzoną minę. Chłopak najwyraźniej pojął, o co mi chodzi, bo schował butelkę i zdjął mnie z mojego zimnego siedziska, stawiając delikatnie na ziemi. Uśmiechnął się do mnie i podał mi rękę jak do małego dziecka. Złapałam go za łapkę i poczłapałam za nim w kierunku wyjścia z tej przeklętej instytucji. Ledwo przekroczyliśmy próg drzwi, kiedy nagle i niemal nie spodziewanie dla samej siebie zatrzymałam się.
Czułam je, one gdzieś tu są. Rozejrzałam się dookoła, a Demon cierpliwie mnie obserwował. Już traciłam nadzieje, że je dostrzegę, kiedy nagle zobaczyłam JĄ. Chuda, dziewczyna w długich czarnych włosach stała oparta o mur szkoły. W jej ręce widniało małe plastikowe pudełko, a w nim… Tak! To one! Puściłam rękę Demona i truchtem pobiegłam do postaci. Wlepiłam swoje duże, prawdopodobnie świecące jak Kotu ze Shreka oczy w pudełko. TRUSKAWKI!
 - Jeśli chcesz to możesz sobie wziąć parę. - powiedziała ona uśmiechając się.
Popatrzyłam na nią jak na uosobienie invictańskiej bogini dobroci. Chwyciłam szybko garść owoców i wepchałam je do ust, mając nadzieje, że moje Zbawienie nie zmieni zdania.
 - Ej czekaj, powoli. Jeszcze się udławisz. Jak chcesz to możesz wziąć wszystkie, ja już nie mogę.
Kiedy tylko przełknęłam tą ambrozje przypatrzyłam się dokładniej dziewczynie. Kojarzyłam ją skądś, tylko skąd… Nagle mnie olśniło! To ta dziewczyna, która była międzynarodową mistrzynią gier strategicznych, postrach matematyków! No tak!
Odwróciłam się do Demona, który stał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam i podbiegłam do niego.
 - Ja chcę ją. - wyszeptałam leciutko zdyszana. - Tę od truskawek.
Chłopak popatrzył na zdezorientowaną Truskawkową Boginię.
 - Ata Hiro, jeśli się nie mylę. Z tego co wiem to pacyfistka, nie przekonamy jej do udziału w wojnie…
 - JA CHCĘ JĄ! - dodałam głośniej, tupiąc nogą.
Chłopak westchnął tylko i podszedł do dziewczyny. Popatrzyłam na nich. Chwile dyskutowali, a moja Bogini słuchała uważnie, po czym zaprzeczyła z uśmiechem. Zerknęłam niecierpliwie na Demona. Zanim zdążymy dojść do cukierni to ją już zamkną, a do tego nie mogłam dopuścić. Podbiegłam do mojego ochroniarza i pociągnęłam za rękaw jego kurtki. Kiedy się schylił, wyszeptałam mu moją grzeczną prośbę do ucha. Ponownie westchnął i powiedział do mojej Wybawicielki:
- Idziemy na lody, może przejdziesz się z nami, ja stawiam.
Dziewczyna popatrzyła na mnie badawczym wzrokiem i powiedziała ochoczo:
- A chętnie, przecież na lody zawsze trzeba znaleźć czas! Jak mniemam, twoje będą truskawkowe? - zapytała, patrząc na mnie. Pokiwałam główką, złapałem Demona za rękę i pociągnęłam w stronę cukierni. Ukradkiem spojrzałam na Boginię i pomyślałam:
Tak, ona musi być w moim gangu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz